piątek, 3 maja 2013

Rozdział 8 ~ Ból

Zawiodłam TT.TT Tak bardzo zawiodłam TT.TT Ale już jest nowy rozdział! Sama nie jestem z niego zadowolona... Albowiem mój paring to nie ten *beczy*
~Reneé

~*~

Nie wiedział, kiedy to się stało. Ale ich jedno spotkanie zamieniło się w kolejne. I jeszcze następne. I nagle okazało się, że spędzają ze sobą więcej czasu niż powinni.

On nie miał nic przeciwko. Jego plan nadal się nie zmieniał. Zdobędzie jej zaufanie, ba, rozkocha ją w sobie. A kiedy ona będzie w nim tak mocno zadurzona…

Wykorzystywał ją. Bawił się jej uczuciami, jej drobnym, słodkim serduszkiem. I wiedział, że źle robił. Czemu nie mógł jej od razu zabić i pożreć? Mógł. Tak jak tamtą. I wiele, wiele innych.

Może taki styl życia mu się znudził? Chciał się zabawić. Wykorzystać naiwność tej dziewczyny. To była dla niego tylko zabawa. Jedna, wielka gra w której on rozstawia pionki na szachownicy, a zwycięstwem i nagrodą miała być miłość Tamafune.



~*~



Kobiety zawsze się spóźniają. Zawsze. A jeśli się nie spóźniają, to znaczy, że coś jest nie tak. Albo aż za bardzo jej zależy.

Tamafune jednak należała do tego typu kobiet, które spóźniają się.

Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i spojrzał na wyświetlacz. Spóźniała się już… Dziesięć minut. Ale jemu to nie przeszkadzało. Miał aż za dużo czasu.

- Chce pan coś zamówić? – Spytała kelnerka.

Zwykła knajpa, w której był, niezbyt odpowiadała jego gustom. Jednak to tu się umówił z dziewczyną. On nie znał Tokyo jeszcze tak dobrze, a ona… Co ona mówiła? Że tutaj często spotykała się z przyjaciółmi, więc lubi to miejsce? Coś w tym stylu.

Kobieta o ciemnej karnacji i czarnych włosach spiętych w ciasny kok uśmiechała się do niego przymilnie.

- Jakąś mocną kawę. – Powiedział od niechcenia, nie patrząc nawet na kobietę, a na ulicę za dużym oknem kajpy.

- Już podaję.

Kobieta odeszła, wraz z cichym stukotem obcasów. A on dalej wpatrywał się w okno, szukając spojrzeniem dziewczyny, z którą się umówił.

Aż w końcu ją znalazł. Szła szybko w stronę knajpy, co chwilę poprawiając zsuwającą się z ramienia torebkę.

Drzwi otworzyły się. A on uśmiechnął się szeroko. Widział jej długie, blond włosy spięte w niedbały kok. I te duże, błękitne oczy, które swym nieco zagubionym spojrzeniem rozglądały się dookoła, w poszukiwaniu.

Aż w końcu go dostrzegła. Szybkim krokiem znalazła się przy jego stoliku. I usiadła naprzeciwko niego.

- Przepraszam! – Jęknęła szybko, nieco zdyszana i zmęczona. – Ile się spóźniłam?

- Z piętnaście minut. – Poinformował ją spokojnie, uśmiechając się ciepło do niej.

- Jesteś zły? – Spytała.

- Oczywiście… Że nie. – Odpowiedział. Bo nie mógł być zły. Nie na nią. Nie na te piękne, duże oczy, które patrzyły na niego z taką niewinnością…

Dziewczyna wyraźnie odetchnęła z ulgą. I ściągnęła z ramion płaszczyk, który miała.

I w tym momencie do ich stolika podeszła kelnerka, stawiając przed Vincentem filiżankę kawy. Kobieta, z zaskoczeniem i niechęcią spojrzała na Tamafune, która jednak by nie musieć widzieć tej wrogości, patrzyła na Vincenta.

- A co dla ciebie?

- Herbatę. 

~*~



Wracała z rozmowy kwalifikacyjnej.

A jak jej poszło? Aż za dobrze. Z pełnym zadowolenia uśmiechem szła w stronę domu, nie zważając na ciężkie chmury, które wisiały nad Tokyo, grożąc ulewą. Miała dobry humor.  Bardzo dobry…

Jednak jej uśmiech zniknął, kiedy tylko dostrzegła coś… Coś, czego z pewnością nie chciała widzieć.

Przez duże okno jakiejś knajpki dostrzegła Vincenta. Tego, który ją przemienił. Tego, który stał się osobą najważniejszą dla niej.

I nie był sam. Siedział przy jednym stoliku z jakąś dziewczyną. Nie przejęłaby się, gdyby to było zwykłe spotkanie. Ale ona widziała. Widziała jego spojrzenie. Nawet na Sonię tak nie patrzył… I widziała… Widziała jego dłoń, która spoczęła na dłoni tej dziewczyny. Kiedy dotknął ją, uśmiechając się do niej. I kiedy policzki tej dziewczyny spłonęły czerwienią.

Czuła, jak ból rozdziera jej serce. Do tej pory... Zawsze to na nią patrzył, to ona była tą osobą, której poświęcał najwięcej czasu. I choć wiedziała, że on nie należy do niej... Miała po prostu wrażenie, że jednak może być pewna... Pewna czego...?

Teraz już za późno.

Bolało.

Czuła, jak łzy zbierają się w jej oczach, spływają po policzkach, zwilżając skórę. Gromadziły się na podbródku i skapywały na bluzkę, tworząc ledwo widoczne, mokre plamy na materiale skrywającym piersi.

Ludzie mijali ją. A jednak nie była w stanie wyczuć ich obecności, zapachu, ciepła...

Rozmawiał z nią, patrzył na nią. A ta odpowiadała, uśmiechając się zalotnie. Tamta dziewczyna... Ta, która siedziała z nim przy stoliku w knajpce...

Ona uwodziła Vincenta.

Zabierała jej go.

Widząc, jak on na nią patrzy... To było nie do zniesienia. Nie mogła...

Straciła go... Straciła...?

Kiedy pierwsze krople deszczu uderzyły o ziemię, odwróciła się od znienawidzonej sceny. Nie mogła na to patrzeć. Nie mogła patrzeć na Vincenta, który dawał się uwodzić jakiejś tam dziewczynie.

To bolało...



~*~



Ściągnął z ramion swoją skórzaną kurtkę. I szybkim ruchem zarzucił ją na Tamafune, przykrywając nią również jej głowę, by ochronić ją przed deszczem.

Wystarczyło parę chwil, by jego T-shirt cały przemókł, przylegając ściśle do jego ciała. Ale nie czół zimna.

Szybkim krokiem szli ulicami. Ludzi już prawie nie spotykali. Czasem jakiś samochód przejechał. Mało kto chciał się narażać na całkowite zmoknięcie w tej ulewie.

Biegiem wręcz wbiegli do bloku. Nie wiedzieć, czemu, chichrali się jak głupki, kiedy weszli do windy.

Tamafune zsunęła skórzaną, ociekającą wodą kurtkę. I wsunęła w zbyt wielkie rękawy ręce. A on oparł dłoń na jej głowie. Zmierzwił palcami jej włosy, niszcząc i tak niedbały i rozwalony już kok.

To było zaledwie parę chwil. Aż w końcu stanęli przed drzwiami jej mieszkania. Tamafune ściągnęła z ramion jego kurtkę. I oddała mu ją. Sama zaś szukała kluczy w torebce.

I wtedy poczuła jego silne, duże dłonie na sowich policzkach. Przyciągnął ją do siebie. Mocno i pewnie. Ich ciała zetknęły się. Przylgnęły do siebie.

Pocałował ją. Wpił się warkami w jej usta, trzymając ją blisko siebie.

Klucze, które dopiero co wyciągnęła, wysunęły się z jej dłoni i z brzdękiem upadły na podłogę.

Nie opierała się. Oddała pocałunek. I tak, jak on całował ją mocno, z pewnością, ona odpowiedziała z nieśmiałością.

Chwilę jeszcze tak trwali. Złączeni w tym słodkim, zmysłowym momencie. Aż w końcu oderwali się od siebie.

Widziała jego oczy. Jasne, brązowe. Takie, które wpatrzone w nią, wzbudziły dreszcz przebiegający po jej plecach.

- Do zobaczenia. – Powiedział, uśmiechając się do niej.

Błagam, patrz tak na mnie częściej…

- Do zobaczenia… - Odpowiedziała szeptem.

I patrzyła, jak chłopak odszedł, zostawiając ją z rumieńcami i szaleńczo bijącym sercem.

Wspomnieniem tego pocałunku…