Zawiodłam TT.TT Tak bardzo zawiodłam TT.TT Ale już jest nowy rozdział! Sama nie jestem z niego zadowolona... Albowiem mój paring to nie ten *beczy*
~Reneé
~*~
Nie wiedział, kiedy to się stało. Ale ich jedno spotkanie
zamieniło się w kolejne. I jeszcze następne. I nagle okazało się, że spędzają
ze sobą więcej czasu niż powinni.
On nie miał nic przeciwko. Jego plan nadal się nie zmieniał.
Zdobędzie jej zaufanie, ba, rozkocha ją w sobie. A kiedy ona będzie w nim tak
mocno zadurzona…
Wykorzystywał ją. Bawił się jej uczuciami, jej drobnym,
słodkim serduszkiem. I wiedział, że źle robił. Czemu nie mógł jej od razu zabić
i pożreć? Mógł. Tak jak tamtą. I wiele, wiele innych.
Może taki styl życia mu się znudził? Chciał się zabawić.
Wykorzystać naiwność tej dziewczyny. To była dla niego tylko zabawa. Jedna,
wielka gra w której on rozstawia pionki na szachownicy, a zwycięstwem i nagrodą
miała być miłość Tamafune.
~*~
Kobiety zawsze się spóźniają. Zawsze. A jeśli się nie
spóźniają, to znaczy, że coś jest nie tak. Albo aż za bardzo jej zależy.
Tamafune jednak należała do tego typu kobiet, które
spóźniają się.
Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i spojrzał na
wyświetlacz. Spóźniała się już… Dziesięć minut. Ale jemu to nie przeszkadzało.
Miał aż za dużo czasu.
- Chce pan coś zamówić? – Spytała kelnerka.
Zwykła knajpa, w której był, niezbyt odpowiadała jego
gustom. Jednak to tu się umówił z dziewczyną. On nie znał Tokyo jeszcze tak
dobrze, a ona… Co ona mówiła? Że tutaj często spotykała się z przyjaciółmi,
więc lubi to miejsce? Coś w tym stylu.
Kobieta o ciemnej karnacji i czarnych włosach spiętych w
ciasny kok uśmiechała się do niego przymilnie.
- Jakąś mocną kawę. – Powiedział od niechcenia, nie patrząc
nawet na kobietę, a na ulicę za dużym oknem kajpy.
- Już podaję.
Kobieta odeszła, wraz z cichym stukotem obcasów. A on dalej
wpatrywał się w okno, szukając spojrzeniem dziewczyny, z którą się umówił.
Aż w końcu ją znalazł. Szła szybko w stronę knajpy, co
chwilę poprawiając zsuwającą się z ramienia torebkę.
Drzwi otworzyły się. A on uśmiechnął się szeroko. Widział
jej długie, blond włosy spięte w niedbały kok. I te duże, błękitne oczy, które swym
nieco zagubionym spojrzeniem rozglądały się dookoła, w poszukiwaniu.
Aż w końcu go dostrzegła. Szybkim krokiem znalazła się przy
jego stoliku. I usiadła naprzeciwko niego.
- Przepraszam! – Jęknęła szybko, nieco zdyszana i zmęczona. –
Ile się spóźniłam?
- Z piętnaście minut. – Poinformował ją spokojnie,
uśmiechając się ciepło do niej.
- Jesteś zły? – Spytała.
- Oczywiście… Że nie. – Odpowiedział. Bo nie mógł być zły.
Nie na nią. Nie na te piękne, duże oczy, które patrzyły na niego z taką
niewinnością…
Dziewczyna wyraźnie odetchnęła z ulgą. I ściągnęła z ramion
płaszczyk, który miała.
I w tym momencie do ich stolika podeszła kelnerka, stawiając
przed Vincentem filiżankę kawy. Kobieta, z zaskoczeniem i niechęcią spojrzała
na Tamafune, która jednak by nie musieć widzieć tej wrogości, patrzyła na
Vincenta.
- A co dla ciebie?
- Herbatę.
~*~
Wracała z rozmowy kwalifikacyjnej.
A jak jej poszło? Aż za dobrze. Z pełnym zadowolenia
uśmiechem szła w stronę domu, nie zważając na ciężkie chmury, które wisiały nad
Tokyo, grożąc ulewą. Miała dobry humor.
Bardzo dobry…
Jednak jej uśmiech zniknął, kiedy tylko dostrzegła coś… Coś,
czego z pewnością nie chciała widzieć.
Przez duże okno jakiejś knajpki dostrzegła Vincenta. Tego,
który ją przemienił. Tego, który stał się osobą najważniejszą dla niej.
I nie był sam. Siedział przy jednym stoliku z jakąś
dziewczyną. Nie przejęłaby się, gdyby to było zwykłe spotkanie. Ale ona
widziała. Widziała jego spojrzenie. Nawet na Sonię tak nie patrzył… I widziała…
Widziała jego dłoń, która spoczęła na dłoni tej dziewczyny. Kiedy dotknął ją,
uśmiechając się do niej. I kiedy policzki tej dziewczyny spłonęły czerwienią.
Czuła, jak ból rozdziera jej serce. Do tej pory... Zawsze to
na nią patrzył, to ona była tą osobą, której poświęcał najwięcej czasu. I choć
wiedziała, że on nie należy do niej... Miała po prostu wrażenie, że jednak może
być pewna... Pewna czego...?
Teraz już za późno.
Bolało.
Czuła, jak łzy zbierają się w jej oczach, spływają po
policzkach, zwilżając skórę. Gromadziły się na podbródku i skapywały na bluzkę,
tworząc ledwo widoczne, mokre plamy na materiale skrywającym piersi.
Ludzie mijali ją. A jednak nie była w stanie wyczuć ich
obecności, zapachu, ciepła...
Rozmawiał z nią, patrzył na nią. A ta odpowiadała,
uśmiechając się zalotnie. Tamta dziewczyna... Ta, która siedziała z nim przy
stoliku w knajpce...
Ona uwodziła Vincenta.
Zabierała jej go.
Widząc, jak on na nią patrzy... To było nie do zniesienia.
Nie mogła...
Straciła go... Straciła...?
Kiedy pierwsze krople deszczu uderzyły o ziemię, odwróciła
się od znienawidzonej sceny. Nie mogła na to patrzeć. Nie mogła patrzeć na
Vincenta, który dawał się uwodzić jakiejś tam dziewczynie.
To bolało...
~*~
Ściągnął z ramion swoją skórzaną kurtkę. I szybkim ruchem
zarzucił ją na Tamafune, przykrywając nią również jej głowę, by ochronić ją
przed deszczem.
Wystarczyło parę chwil, by jego T-shirt cały przemókł,
przylegając ściśle do jego ciała. Ale nie czół zimna.
Szybkim krokiem szli ulicami. Ludzi już prawie nie
spotykali. Czasem jakiś samochód przejechał. Mało kto chciał się narażać na
całkowite zmoknięcie w tej ulewie.
Biegiem wręcz wbiegli do bloku. Nie wiedzieć, czemu,
chichrali się jak głupki, kiedy weszli do windy.
Tamafune zsunęła skórzaną, ociekającą wodą kurtkę. I wsunęła
w zbyt wielkie rękawy ręce. A on oparł dłoń na jej głowie. Zmierzwił palcami
jej włosy, niszcząc i tak niedbały i rozwalony już kok.
To było zaledwie parę chwil. Aż w końcu stanęli przed
drzwiami jej mieszkania. Tamafune ściągnęła z ramion jego kurtkę. I oddała mu
ją. Sama zaś szukała kluczy w torebce.
I wtedy poczuła jego silne, duże dłonie na sowich
policzkach. Przyciągnął ją do siebie. Mocno i pewnie. Ich ciała zetknęły się.
Przylgnęły do siebie.
Pocałował ją. Wpił się warkami w jej usta, trzymając ją
blisko siebie.
Klucze, które dopiero co wyciągnęła, wysunęły się z jej
dłoni i z brzdękiem upadły na podłogę.
Nie opierała się. Oddała pocałunek. I tak, jak on całował ją
mocno, z pewnością, ona odpowiedziała z nieśmiałością.
Chwilę jeszcze tak trwali. Złączeni w tym słodkim, zmysłowym
momencie. Aż w końcu oderwali się od siebie.
Widziała jego oczy. Jasne, brązowe. Takie, które wpatrzone w
nią, wzbudziły dreszcz przebiegający po jej plecach.
- Do zobaczenia. – Powiedział, uśmiechając się do niej.
Błagam, patrz tak na mnie częściej…
- Do zobaczenia… - Odpowiedziała szeptem.
I patrzyła, jak chłopak odszedł, zostawiając ją z rumieńcami
i szaleńczo bijącym sercem.
Wspomnieniem tego pocałunku…