sobota, 2 marca 2013

Rozdział 7 ~ Złe myśli

Hej, kasztanki i Orzechu Włoski ~ !
Trochę się naczekaliście, ale jak widzicie, rozdziały dalej idą ~ ! Jak mówiłam, nie mam zamiaru zawieszać teraz tego bloga :3
Miłego czytania ~ !


~*~



Trzask drzwi zwrócił uwagę Sonii. Oderwała spojrzenie od gazety trzymanej w ręce i obejrzała się w kierunku, z którego dochodził odgłos.

Widok Vincenta ucieszył ją. Ale potem poczuła coś, co jej się nie zgadzało. Zapach krwi…

Niezbyt ją to zniechęciło, mimo wszystko. Po prostu musiał poczuć głód. Jak każdy wampir.

- Pozbyłeś się ciała? – Spytała, jak gdyby nigdy nic, odkładając gazetę i obejmując nogi rękoma.

- Jak zawsze. Tylko Christian zawsze musi coś… - Nie dokończył, ściągając skórzaną kurtkę i odwiedzając ją na wieszaku. – Co robiłaś?

- Szukałam jakiejś pracy. – Stwierdziła Sonia, wzruszając ramionami. – A ty co porabiałeś?

- Miałem… Spotkanie… - Odpowiedział, uśmiechając się do niej.

Nie umiała powstrzymać tego, że mimo wszystko była trochę… Zasmucona? Ona jeszcze spała, bo lubiła długo spać, a kiedy wstała jego już nie było. Nie powiedział, gdzie wychodzi… Po prostu poszedł.

Nie chciała go kontrolować, nic z tych rzeczy! Po prostu tak bardzo przywykła do tego, że Vincent zawsze był tylko jej…

Zawsze to jej najwięcej uwagi poświęcał. Uczył ją wampirzego stylu życia, opiekował się nią, troszczył o nią… Zawsze był obok, kiedy go potrzebowała.

Chociaż, tak naprawdę czy ona kiedykolwiek zrobił coś dla niego? Praktycznie nie…

Za to wiecznie lgnęła do niego, po prostu uzależniona od jego obecności.

Czy on…

Czy on czasem nie miał jej dość? Mógłby. W końcu zawsze była obok niego. Mogła być dla niego uciążliwa…

O Boże, co jeśli naprawdę miał jej dość? Dlatego tak dzisiaj zniknął?

Obejmując mocniej nogi oparła podbródek na kolanach.

- Hej, coś się stało? – Usłyszała tuż nad sobą głos.

Uniosła głowę i dostrzegła pochyloną nad nią twarz Vincenta. Uśmiechał się do niej. Boże, jak ona uwielbiała ten jego lekki, pełen tej czułości i troski uśmiech, którym darzył zawsze tylko ją. Aż sama się uśmiechnęła, czując jak opiera swoje czoło o jej.

Po niedawnym pożywieniu jego skóra była niezwykle ciepła, czy wręcz gorąca.

- Nic, nic. Po prostu takie myśli mnie naszły… - Powiedziała.

- Jakie myśli?

- Złe myśli. – Odpowiedziała ciszej.

Vicent obszedł kanapę i usiadł, ujmując w swoje dłonie jej. Wpatrzył się w nią. Z taką troską i opiekuńczością, że chciała, by patrzył na nią tak zawsze. Jej wampirze serduszko zabiło szybciej.

- Co się stało? – Spytał.

Znała ten ton. Teraz już nie miała co się wymigiwać.

- No bo… Wiesz… Zastanawiałam się… Bo zawsze chcę być blisko ciebie i… Myślałam, czy nie masz mnie czasem dość… - Mruknęła, wbijając spojrzenie w ich dłonie.

Na moment zapanowała między nimi cisza. Czuła, że jej się przyglądał. I jak nigdy wcześniej zapragnęła, by któreś z nich przerwało tą ciszę. Albo raczej on, bo sama bała się odezwać.

- Nie wiem, skąd ci się to wzięło, głuptasie. – Powiedział.

Jego ton zdradzał rozbawienie. Spojrzała na niego. I znowu dostrzegła ten jego uśmiech. Objął ją i przytulił do siebie, gładząc po włosach. Zaciągnęła się jego zapachem wymieszanym z wonią krwi.

- Jak miałbym cię mieć dość? Soncia, jesteś dla mnie najważniejsza i zawsze będziesz, nigdy nie będę miał cię dość. Nie wymyślaj więcej takich bzdur.

(I kolejny arcik mad by Ren~chan. Cóż, tło trochę z dupy, byleby było. Cały arcik robiłam tydzień, bo nie miałam za wiele czasu i potem już kolorowanie tego tła mnie dobijało :( )




~*~



Uczył się wiecznie tego samego. Z kraju do kraju, jak podróżowali, zawsze ta sama gadka. „Wyglądasz zbyt młodo, to podejrzane, bardziej pasujesz na ucznia niż pracownika”. Pff, też mi coś…

Niezbyt zadowolony z obecnej sytuacji Christian wyjrzał przez okno klasy. Znowu wylądował w szkole. A taką miał nadzieję, że raz na zawsze się z tego wszystkiego uwolni. Ale chyba był skazany na szkołę na zawsze…

Kiedy zadzwonił dzwonek kończący jego lekcje na dzisiaj zebrał swoje rzeczy i wyszedł z klasy. Jakoś nie miał za bardzo ochoty na integrację z kolejną klasą.

Zbiegł po schodach i w niewielkim tłumie innych uczniów wyszedł ze szkoły.

Szedł do domu, chcąc już mieć cały ten dzień za sobą.

- O, patrzcie, to ten młody od Eonów. – Usłyszał za sobą drwiący głos.

No jeszcze tego brakowało… Warcząc coś cicho pod nosem odwrócił się, spoglądając na tego drugiego wampira.

- Proszę, proszę, toż to pijawa Katji. – Powiedział, uśmiechając się wrednie. – A zastanawiałem się właśnie, po jakich kanałach się pochowaliście.

- Bardzo ciekawe. – Syknął wampir, podchodząc do niego. Atmosfera między nimi była coraz bardziej napięta. – Czekałem tylko, aż zaczniesz sprawiać problemy.

- Mogę zacząć choćby i teraz.

- Proszę bardzo, chętnie popatrzę, do czego zdolny jest taki niedorozwój.

- Zaraz ten niedorozwój przemebluje ci facjatę.

- Nie radziłbym. – Tym razem nowy głos dołączył się do ich rozmowy.

Oboje odskoczyli od siebie, patrząc na wampira, który podszedł

- Mam nadzieję, że Christian nie sprawiał kłopotów. – Powiedział Vincent, chwytając młodego za kark.

Dobrze znał ten jego wyraz twarzy. Niby uśmiechał się przyjaźnie do tamtego wampira, ale pod tą maską był zły. Bardzo zły. Oj, oberwie mu się…

No ale nie musiał mu tak wbijać palców w kark!

- Nie, był grzeczny. – Odpowiedział wampir, uśmiechając się grzecznie.

- To bardzo dobrze. Jeśli to wszystko, odejdziemy już. Proszę, przekaż wyraz uszanowania Iraiwie. – Powiedział Vincent.

- Ależ oczywiście. Przekaż moje pozdrowienia Fabianowi. – Odpowiedział z równą uprzejmością wampir.

Vincent odwrócił się i odszedł, ciągnąc za sobą Christiana.
- Idziemy. – Syknął, ściągając maskę grzeczności.

- Tak, tak… - Mruknął Christian, przyspieszając, by dotrzymać kroku bratu.

- Do cholery ani chwili wysiedzieć nie umiesz w spokoju.

- To on zaczął!

- Co z tego? – Vincent obejrzał się na młodego przez ramię. Oj, był bardzo zły. – Nawet jeśli to on zaczął, czemu to kontynuowałeś? Czemu zniżyłeś się do jego poziomu?

- No ale bo…

- Co? No co?

- A jak ci do Sonii zarywali to jakoś nie wahałeś się im ręce połamać!

- To całkiem inna sytuacja…

- Nie, wcale że nie! Ciągle mi wypominasz, co ja takiego złego nie zrobiłem, a sam nie jesteś lepszy!

- Młody…

- Się dziwię Fabianowi, że sam cię nie karał za te wszystkie wybryki! Gdyby sobie tamto wzięli do serca, już teraz byśmy kupowali bilety za granicę!

Poczuł uścisk na gardle. I to mocny. Chwytając brata za nadgarstek starał się odciągnąć jego rękę. Ale nie mógł się uwolnić.

- Słuchaj uważnie młody, bo nie mam zamiaru się powtarzać. – Głos Vincenta był tak przesiąknięty jadem, że gdyby mógłby zabijać, połowa miasta leżałaby trupem. – Nigdy nie waż się porównywać nas. Bo tak się składa, nie jesteśmy tacy sami. I nigdy nie będziemy. Brakuje ci jeszcze tysiąca lat, by móc oceniać moje poczynania, zrozumiano?

- T-tak… - Wysapał ledwo co Christian.

I poczuł, że znowu może oddychać.

2 komentarze:

  1. Rozdział jak zawsze świetny, ale...SONIA! TY WKURZAJĄCA...Zdejmijcie mi ją z ekranu. Proszę, zdejmijcie! :c *beczy w poduszkę, niczym małe dziecko* Okej...już...już spokojna...

    Więcej Vinafune!

    A tak jedyne zastrzeżenie, to pomyłka, bo nie napisałaś na początku o Orzeszku Włoskim. ;_;

    ~ Orzech Włoski. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja znowu się powtórze że Sona jakoś przypadła mi do gustu :D .. i strasznie mi się jej szkoda zrobiło, że takie myśli ją naszły.. no i ciekawi mnie co tak naprawdę czuje do niej Vincent, no bo gdy podrywali Sonię to się wkurzył..
    Rozdział rewelacja, czekam na więcej
    :*

    OdpowiedzUsuń