Hej, kasztanki i Orzechu Włoski ~ !
Trochę się naczekaliście, ale jak widzicie, rozdziały dalej idą ~ ! Jak mówiłam, nie mam zamiaru zawieszać teraz tego bloga :3
Miłego czytania ~ !
~*~
Trzask drzwi
zwrócił uwagę Sonii. Oderwała spojrzenie od gazety trzymanej w ręce i obejrzała
się w kierunku, z którego dochodził odgłos.
Widok
Vincenta ucieszył ją. Ale potem poczuła coś, co jej się nie zgadzało. Zapach
krwi…
Niezbyt ją
to zniechęciło, mimo wszystko. Po prostu musiał poczuć głód. Jak każdy wampir.
- Pozbyłeś
się ciała? – Spytała, jak gdyby nigdy nic, odkładając gazetę i obejmując nogi
rękoma.
- Jak
zawsze. Tylko Christian zawsze musi coś… - Nie dokończył, ściągając skórzaną
kurtkę i odwiedzając ją na wieszaku. – Co robiłaś?
- Szukałam
jakiejś pracy. – Stwierdziła Sonia, wzruszając ramionami. – A ty co porabiałeś?
- Miałem…
Spotkanie… - Odpowiedział, uśmiechając się do niej.
Nie umiała
powstrzymać tego, że mimo wszystko była trochę… Zasmucona? Ona jeszcze spała,
bo lubiła długo spać, a kiedy wstała jego już nie było. Nie powiedział, gdzie
wychodzi… Po prostu poszedł.
Nie chciała
go kontrolować, nic z tych rzeczy! Po prostu tak bardzo przywykła do tego, że
Vincent zawsze był tylko jej…
Zawsze to
jej najwięcej uwagi poświęcał. Uczył ją wampirzego stylu życia, opiekował się
nią, troszczył o nią… Zawsze był obok, kiedy go potrzebowała.
Chociaż, tak
naprawdę czy ona kiedykolwiek zrobił coś dla niego? Praktycznie nie…
Za to
wiecznie lgnęła do niego, po prostu uzależniona od jego obecności.
Czy on…
Czy on
czasem nie miał jej dość? Mógłby. W końcu zawsze była obok niego. Mogła być dla
niego uciążliwa…
O Boże, co
jeśli naprawdę miał jej dość? Dlatego tak dzisiaj zniknął?
Obejmując
mocniej nogi oparła podbródek na kolanach.
- Hej, coś
się stało? – Usłyszała tuż nad sobą głos.
Uniosła
głowę i dostrzegła pochyloną nad nią twarz Vincenta. Uśmiechał się do niej.
Boże, jak ona uwielbiała ten jego lekki, pełen tej czułości i troski uśmiech,
którym darzył zawsze tylko ją. Aż sama się uśmiechnęła, czując jak opiera swoje
czoło o jej.
Po niedawnym
pożywieniu jego skóra była niezwykle ciepła, czy wręcz gorąca.
- Nic, nic.
Po prostu takie myśli mnie naszły… - Powiedziała.
- Jakie
myśli?
- Złe myśli.
– Odpowiedziała ciszej.
Vicent
obszedł kanapę i usiadł, ujmując w swoje dłonie jej. Wpatrzył się w nią. Z taką
troską i opiekuńczością, że chciała, by patrzył na nią tak zawsze. Jej wampirze
serduszko zabiło szybciej.
- Co się
stało? – Spytał.
Znała ten
ton. Teraz już nie miała co się wymigiwać.
- No bo…
Wiesz… Zastanawiałam się… Bo zawsze chcę być blisko ciebie i… Myślałam, czy nie
masz mnie czasem dość… - Mruknęła, wbijając spojrzenie w ich dłonie.
Na moment
zapanowała między nimi cisza. Czuła, że jej się przyglądał. I jak nigdy
wcześniej zapragnęła, by któreś z nich przerwało tą ciszę. Albo raczej on, bo
sama bała się odezwać.
- Nie wiem,
skąd ci się to wzięło, głuptasie. – Powiedział.
Jego ton
zdradzał rozbawienie. Spojrzała na niego. I znowu dostrzegła ten jego uśmiech.
Objął ją i przytulił do siebie, gładząc po włosach. Zaciągnęła się jego
zapachem wymieszanym z wonią krwi.
- Jak
miałbym cię mieć dość? Soncia, jesteś dla mnie najważniejsza i zawsze będziesz,
nigdy nie będę miał cię dość. Nie wymyślaj więcej takich bzdur.
(I kolejny arcik mad by Ren~chan. Cóż, tło trochę z dupy, byleby było. Cały arcik robiłam tydzień, bo nie miałam za wiele czasu i potem już kolorowanie tego tła mnie dobijało :( )
~*~
Uczył się
wiecznie tego samego. Z kraju do kraju, jak podróżowali, zawsze ta sama gadka.
„Wyglądasz zbyt młodo, to podejrzane, bardziej pasujesz na ucznia niż
pracownika”. Pff, też mi coś…
Niezbyt
zadowolony z obecnej sytuacji Christian wyjrzał przez okno klasy. Znowu
wylądował w szkole. A taką miał nadzieję, że raz na zawsze się z tego
wszystkiego uwolni. Ale chyba był skazany na szkołę na zawsze…
Kiedy
zadzwonił dzwonek kończący jego lekcje na dzisiaj zebrał swoje rzeczy i wyszedł
z klasy. Jakoś nie miał za bardzo ochoty na integrację z kolejną klasą.
Zbiegł po
schodach i w niewielkim tłumie innych uczniów wyszedł ze szkoły.
Szedł do
domu, chcąc już mieć cały ten dzień za sobą.
- O,
patrzcie, to ten młody od Eonów. – Usłyszał za sobą drwiący głos.
No jeszcze
tego brakowało… Warcząc coś cicho pod nosem odwrócił się, spoglądając na tego
drugiego wampira.
- Proszę,
proszę, toż to pijawa Katji. – Powiedział, uśmiechając się wrednie. – A
zastanawiałem się właśnie, po jakich kanałach się pochowaliście.
- Bardzo
ciekawe. – Syknął wampir, podchodząc do niego. Atmosfera między nimi była coraz
bardziej napięta. – Czekałem tylko, aż zaczniesz sprawiać problemy.
- Mogę
zacząć choćby i teraz.
- Proszę
bardzo, chętnie popatrzę, do czego zdolny jest taki niedorozwój.
- Zaraz ten
niedorozwój przemebluje ci facjatę.
- Nie
radziłbym. – Tym razem nowy głos dołączył się do ich rozmowy.
Oboje
odskoczyli od siebie, patrząc na wampira, który podszedł
- Mam
nadzieję, że Christian nie sprawiał kłopotów. – Powiedział Vincent, chwytając
młodego za kark.
Dobrze znał
ten jego wyraz twarzy. Niby uśmiechał się przyjaźnie do tamtego wampira, ale
pod tą maską był zły. Bardzo zły. Oj, oberwie mu się…
No ale nie
musiał mu tak wbijać palców w kark!
- Nie, był
grzeczny. – Odpowiedział wampir, uśmiechając się grzecznie.
- To bardzo
dobrze. Jeśli to wszystko, odejdziemy już. Proszę, przekaż wyraz uszanowania
Iraiwie. – Powiedział Vincent.
- Ależ
oczywiście. Przekaż moje pozdrowienia Fabianowi. – Odpowiedział z równą
uprzejmością wampir.
Vincent
odwrócił się i odszedł, ciągnąc za sobą Christiana.
- Idziemy. – Syknął, ściągając maskę grzeczności.
- Idziemy. – Syknął, ściągając maskę grzeczności.
- Tak, tak…
- Mruknął Christian, przyspieszając, by dotrzymać kroku bratu.
- Do cholery
ani chwili wysiedzieć nie umiesz w spokoju.
- To on zaczął!
- Co z tego?
– Vincent obejrzał się na młodego przez ramię. Oj, był bardzo zły. – Nawet
jeśli to on zaczął, czemu to kontynuowałeś? Czemu zniżyłeś się do jego poziomu?
- No ale bo…
- Co? No co?
- A jak ci
do Sonii zarywali to jakoś nie wahałeś się im ręce połamać!
- To całkiem
inna sytuacja…
- Nie, wcale
że nie! Ciągle mi wypominasz, co ja takiego złego nie zrobiłem, a sam nie
jesteś lepszy!
- Młody…
- Się dziwię
Fabianowi, że sam cię nie karał za te wszystkie wybryki! Gdyby sobie tamto
wzięli do serca, już teraz byśmy kupowali bilety za granicę!
Poczuł
uścisk na gardle. I to mocny. Chwytając brata za nadgarstek starał się
odciągnąć jego rękę. Ale nie mógł się uwolnić.
- Słuchaj
uważnie młody, bo nie mam zamiaru się powtarzać. – Głos Vincenta był tak
przesiąknięty jadem, że gdyby mógłby zabijać, połowa miasta leżałaby trupem. –
Nigdy nie waż się porównywać nas. Bo tak się składa, nie jesteśmy tacy sami. I
nigdy nie będziemy. Brakuje ci jeszcze tysiąca lat, by móc oceniać moje
poczynania, zrozumiano?
- T-tak… -
Wysapał ledwo co Christian.
I poczuł, że
znowu może oddychać.
Rozdział jak zawsze świetny, ale...SONIA! TY WKURZAJĄCA...Zdejmijcie mi ją z ekranu. Proszę, zdejmijcie! :c *beczy w poduszkę, niczym małe dziecko* Okej...już...już spokojna...
OdpowiedzUsuńWięcej Vinafune!
A tak jedyne zastrzeżenie, to pomyłka, bo nie napisałaś na początku o Orzeszku Włoskim. ;_;
~ Orzech Włoski. :3
A ja znowu się powtórze że Sona jakoś przypadła mi do gustu :D .. i strasznie mi się jej szkoda zrobiło, że takie myśli ją naszły.. no i ciekawi mnie co tak naprawdę czuje do niej Vincent, no bo gdy podrywali Sonię to się wkurzył..
OdpowiedzUsuńRozdział rewelacja, czekam na więcej
:*