czwartek, 26 stycznia 2012

Prolog

Ohayo kasztanki ! :)
Oto zamieszczam wam prolog naszego opowiadania. Słówkiem wyjaśnienia:
Albo nie, będę wredna i nic wam nie wyjaśnię, kasztanki! Dowiecie się, jak będziecie czytać i uważać!
Muahahahahaha ]:->
Życzę więc przyjemnej lektury, oraz by natchnęło was na miłe komentarze do opowiadania :)
~Reneé


~*~


Nie potrafił... Po prostu nie potrafił dotrwać, aż nastanie jego czas... Pragnął wszystkiego na teraz, na już! Pragnął władzy, znaczenia! Natychmiast!
Ale... Czy dobrze postąpił? Zabijając własnego ojca, by przejąć czołową pozycje w klanie... Sumienie krzyczało „źle zrobiłeś”, żądza władzy zaś chwaliła. Tak, pragnął władzy...
Kiedy jego dłonie rozrywały klatkę piersiową starszego mężczyzny, czuł nieposkromioną radość. Jeszcze chwila... Jeszcze...
Nie bawił się z kulturą a tym bardziej z savoir vivre. Wyrwał znieruchomiałe serce z piersi wampira. Jadł je. Zapominając o opanowaniu, o jakimkolwiek wyrafinowaniu. Po prostu je pożarł, czując, jak wampirze serce skręca mu żołądek, wzbudza w nim spazmy zarazem ekscytacji, jak i gniewu.
Ale to nie mogło trwać długo. Po chwili już patrzał na własne dłonie, splamione krwią własnego ojca, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to zrobił. Tak, tak! Ten klan należy teraz do mnie! Do mnie!

~*~

-Głupiec...
Nie interesowało go to. Miał to za przeproszeniem gdzieś. Na cóż mu było zdanie Anastazji? Nawet nie była z krwi Aleksandra. Szczerze, nie wiedział, jakim cudem Anastazja wzięła się w klanie. I tak go to nie interesowało.
-Nikt cię o zdanie nie prosił, więc zamilknij.
Powiedział z wyższością. Tak, teraz ja jestem tu szefem, zapamiętaj to sobie! Jednak i sama Anastazja spojrzała na niego z wyższością, z dziwnego rodzaju doświadczeniem.
-Za twój czyn karą jest jedynie śmierć. I nie unikniesz kary. Łowcy będą cię ścigać, póki twe ciało nie zniknie z tego świata. I ty dobrze o tym wiesz.
Powiedziała i odwróciła się gwałtownie. Włosy jej opadły na plecy, a fałdy sukni drgnęły, szarpnięte tym nagłym ruchem ciała. I odeszła. Krokiem godnym, szlachetnym niemal. Podążył za nią wzrokiem.
„Kimże jest ta kobieta...?”

~*~

Każdy krok sprawiał jej ból. Napięte łydki i uda bolały w proteście, chcąc zaznać odpoczynku. Stopy, obolałe, cierpiały od każdego kamyka, każdej gałązki, która nawinęła się pod jej nogi, wyginając cienką podeszwę buta i wbijając się w jej stopę.
Obejrzała się za siebie. W oddali widziała tych ludzi, którzy najpewniej szlachetnych zamiarów nie mieli. Bała się... Chciała stąd zniknąć... Tak po prostu, jakby ziemia pochłonęła ją, tak jak ciała, które po śmierci składa się w grobach. Mogła nawet umrzeć... Byle nie mieć do czynienia z... Nimi!
Zagapiła się. Wystający korzeń (a może kamień?) napotkał jej stopę, zatrzymując w połowie niemal biegu. Siłą rozpędu padła na ziemię. To koniec! Słyszała już szydercze śmiechy goniących ją ludzi. Słyszała ich parszywe głosy. Coraz bliżej, coraz bliżej... Boże, ratuj!
...
Nie umiała zrozumieć, czemu nagle zrobiło się tak cicho. Dlaczego...? Dlaczego tak nagle cisza spadła na to miejsce, głośne wcześniej od śmiechów i szyderstw? Czyżby Bóg postanowił jednak zejść do ziemskiej egzystencji, by ją uratować?
Spojrzała.
Był tuż przed nią. Kucając, pochylony ku niej, aż ich nosy niemal się stykały. Jego zimny oddech pozostawiał na jej szyi ślad gęsiej skórki. Drgnęła przestraszona, jak i w dziwny sposób... Podniecona? Podekscytowana?
-Sama słodycz...
Jego zimne palce odgarnęły z jej czoła zbłąkany kosmyk włosów. Obserwowała te ciemne, puste oczy wędrujące po jej twarzy.
-Twoje serce brzmi smakowicie...
Była sparaliżowana. Mięśnie wydawały jej się zrobione z waty, nie mogła się poruszyć. Czy nawet zaprotestować, kiedy jego dłoń wtargnęła bezczelnie pod jej bluzkę, odszukując między jej piersiami tego miejsca, gdzie serce tłukło się z emocji. Przesuwał powoli palcami po skórze, wzbudzając całkiem przyjemne dreszcze.
Czuła, że Bóg odpowiedział na jej prośbę. Czuła, że to dzięki niemu ten mężczyzna ją dzisiaj uratował. Jej prywatny Bóg... Jej Bóg...
-Zaboli tylko chwilkę...
Zaboli? Ale co...? Ach, Boże mój, rób co zechcesz...
Poczuła jak coś wbija się w jej szyję. Cichy jęk wydobył się spomiędzy jej ust. Nie umiała... Nie. Nie chciała go powstrzymywać. Jego bliskość działała na nią w specyficzne sposób...
-Jestem twoja...

4 komentarze:

  1. Doszedłem do końca i sie rozczarowałem sie... że już niestety koniec, Zaintrygowała mnie ta historia, jak na nie mój klimat. Czekam na więcej tego dzieła. Zapowiada się obiecująco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na więcej :) Duużo więcej ]:->

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne i ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie, mimo tego, że fantasy do mnie nie przemawia o.o

    OdpowiedzUsuń