wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 4 ~ Krew

Cześć wam kasztanki i orzeszku włoski ~ ! Jak tam wam mija czas ? :3
Nie bójta się, najpewniej nie zostawię was znowu na prawie rok, bo pisanie mnie wzięło jak taka cholera jedna :3 Oj, tym razem nie dam wam spokoju :3 Wiem, wiem, już to raz mówiłam no ale... 
Zobaczymy :3
PS. Orzeszku włoski... Musisz ścierpieć Sonię xD Bo będzie jej dużo xD


~Reneé


~*~



Otwarł powoli oczy, spoglądając teraz tępo w sufit.
Widział najmniejsze niedoskonałości, skazy na bieli. Dzieło czasu, który mógł być jedynie dumny ze swojej pracy.
Czując ciepły nacisk na swoim ramieniu zerknął w tamtą stronę, by dostrzec burzę brązowych włosów. Czemu ona spała z nim…?
Pamiętał, że mieli niezły ubaw z tego horroru. Przy każdej scenie niemal śmiali się, żartowali. Znali obraz śmierci bardziej niż jacyś tam podrzędni filmowcy, więc mogli się z tych scen tylko śmiać.
Wiedział, że potem jeszcze się bawili. Pamiętał, jak zmierzwiła mu włosy, niszcząc jego „idealną fryzurę”, a kiedy chciał jej zrobić to samo, zaczęła uciekać. Gonił ją. Sąsiedzi musieli nieźle się wściec na te hałasy… Trudno.
Ostrożnie, by nie obudzić dziewczyny, wyciągnął rękę spod jej głowy i wyszedł z sypiali i mimochodem drapiąc się po brzuchu zdał sobie sprawę, że jest głodny.
Przeszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Ale lodówka pusta.
Klnąc cicho pod nosem przesunął dłonią po twarzy, myśląc. Czemu Alan wcześniej nie przywiózł im krwi? Miał takiego smaka na świeżą AB prosto z tętnicy…
Zajrzał do sypialni. Sonia jeszcze spała. Zamieniła sobie Vincenta na poduszkę i to ją tuliła. Uśmiechnął się, biorąc ciuchy i ubierając się.

~*~

Nie spodziewał się, że jest tak wcześnie. Mógł sprawdzić godzinę… Czemu w ogóle się obudził, chociaż jeszcze i szósta godzina nie dochodziła? Nie czuł zmęczenia. Po prostu sam się sobie dziwił.
I kogo ma on o tej porze znaleźć? Jacyś ludzie spieszący do pracy…
Chyba pozostaje mu tylko plan B jak „burdel”…
Gdzie w Tokyo był burdel?
Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer.
Pip…
Pip…
Pip…
- Halo? – Usłyszał znajomy głos.
- Hej, Alan. Powiedz mi, gdzie w Tokyo jest „B”? Czemu nie ma krwi i kiedy załatwisz neta?
- Krew powinna dojść na czas, może są jakieś problemy z transportem. Sprawdzę to zaraz. Netem też się zaraz zajmę, spoko. Powiedz mi, gdzie jesteś.
Kiedy Vincent podawał mu swoją pozycję, a potem Alan naprowadzał go na drogę do burdelu, słońce wznosiło się coraz wyżej nad miastem. Szedł ulicami, mijając ludzi spieszących się do pracy, szarych i zmęczonych życiem, jakby każdy dzień był dla nich istną męczarnią i katorgą.
Stanął w końcu przed jakimś domem, niepozornie wyglądającym. Zapukał do drzwi.
Stuk…
Stuk…
Odgłos kroków był dla niego tak wyraźny, że aż irytujący. A po chwili zgrzytnięcie klamki i drzwi uchyliły się lekko, ukazując grubszą kobietę z ciasno spiętymi włosami i mocnym makijażem na twarzy.
Rozejrzał się, czy aby nikogo nie ma w pobliżu, a potem pozwolił, by tęczówki jego oczy, dotychczas brązowe, przybrały kolor jasnej czerwieni. A potem z powrotem w brąz, kryjąc się jakby. Kobieta skinęła głową i otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając go.
Mieszanina intensywnych zapachów uderzyła go, aż poczuł jeszcze wyraźniej swój głód. Powiódł spojrzeniem po dziewczętach zgromadzonych w salonie. Wśród nich paru mężczyzn, którzy zgłodniałym spojrzeniem czerwonych oczu wodzili od jednej do drugiej, jakby oceniając.
- Dużo w tym mieście wampirów?
- Owszem, sporo. Interes się kręci, ale też łatwo o konkurencję. Jesteśmy największym „Burdelem Krwii” w Tokyo, więc nie ma się co bać, ale… Jak ci jakieś młokosy wyskoczą i zaczną cwaniakować…
Kilka dziewcząt, ubrane w sukienki z głębokim dekoltem, z upiętymi włosami, pomachało do niego, trzepocząc długimi rzęsami.
Pozwolił sobie jedynie na uśmiech, by zaraz skierować spojrzenie znowu na grubszą kobietę, właścicielkę burdelu.
- Na miejscu czy na wynos? – Spytała, podbierając dłonie na szerokich biodrach, opiętych zbyt ciasną jak na nią suknią.
- Na wynos. Dwie AB. – Powiedział.
I usiadł na fotelu w salonie. Od razu jedna dziewczyna, czarnowłosa piękność podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Przesunął dłońmi po jej talii, czując jej mocny zapach wdzierający się w jego nozdrza.
Musiała dostrzec, że z głodu krwi jego tęczówki przybrały ostry, jasny odcień czerwieni, bo uśmiechnęła się jakby triumfalnie, pochylając się, aż miał niemal przed sobą jej smukłą, gładką szyję. Złoty łańcuszek zakołysał się, a wisiorek w kształcie złoto-czerwonej róży uderzył o jego tors.
- Jak masz na imię? – Spytał, nie mogąc oderwać wzroku od jej szyi.
Słyszał, jak z każdym uderzeniem jej młodego, zdrowego serca czysta, słodka krew płynie w jej tętnicach i żyłach.
Ten dźwięk był tak kuszący…
- Amanda… - Odpowiedziała.
Czuł jej dłoń wplatającą się w jego włosy. Nim zdążył się powstrzymać objął dłonią jej szyję, gładząc palcami miękką skórę.
- Mogę zaspokoić twój głód, przystojniaku… - Wyszeptała mu uwodzicielskim głosem wprost do ucha.
Jej skóra tak słodko pachniała… Czuł wręcz w ustach smak krwi, której teraz tak pragnął. Zahaczył palcem o łańcuszek i odciągnął do nieco od jej skóry.
Przesunął językiem po wargach, siłą woli jednak powstrzymując się przed wpiciem się w jej słodką szyję.
- Wpadłem tylko na chwilkę, słodka. – Odpowiedział, czując fałdy materiału pod palcami, kiedy przesunął drugą dłonią po jej talii.
- Och, naprawdę? – Spytała smutnym tonem.
Miała jasne, błękitne oczy. Ładne…
- Pańskie zamówienie. – Usłyszał nagle inny głos obok siebie.
Oboje podnieśli spojrzenie, patrząc na grubą kobietę, trzymającą w dłoni czarną, bawełnianą torbę a w niej dwie butelki, wyglądające, jakby zawierały wino, choć w nich kołysała się przyjemnie jasna, czerwona krew.
- Nie mam yenów. Nie zdążyłem rozmienić jeszcze pieniędzy. Przyjmie pani w dolarach?
- Żaden problem. – Stwierdziła kobieta, wzruszając ramionami.
Amanda zeszła z jego kolan, wracając do pozostałych dziewczyn. A on wstał, wyciągając z kieszeni kurtki portfel. Odliczył zażądaną przez kobietę cenę i zapłacił za krew, biorąc torbę.

~*~

Otworzył drzwi i wszedł do środka. Nie usłyszał niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że Sonia wstała. Zamknął nogą za sobą drzwi i ściągnął kurtkę.
Przeszedł do salonu i postawił na stoliku torbę, wyciągając zaraz obie butelki. Wyciągnął dwa kieliszki. Jak pić to z klasą, ot co!
Nie nalał jeszcze, tylko zajrzał do sypialni.
Sonia dalej spała, choć nie tak, jak ją zostawił. Poduszka, do której się tuliła wcześniej, leżała na podłodze, a ona sama, pomimo drobności swojego ciała, tak się wyciągnęła na łóżku, że prawie całe je zajmowała.
Uśmiechnął się mimowolnie na ten widok. Ale musiał ją obudzić…
Podszedł do niej i siadając na łóżku oparł dłoń na jej ramieniu, potrząsając nią.
- Wstawaj, śpiochu. – Powiedział.
Uśmiech tylko się poszerzył, kiedy dostrzegł, jak z zaspaniem, niezdarnie próbowała odgarnąć splątane włosy z twarzy. Aż w końcu spojrzała na niego. I z uśmiechem położyła głowę na jego kolanach, kuląc się przy nim jak takie zagubione kociątko.
- Jeszcze chwila… - Szepnęła.
- Przyniosłem ci krew. – Mruknął, odgarniając jeden z kosmyków włosów z jej czoła.
Dziewczyna momentalnie zerwała się z łóżka i stanęła, zakładając dresowe spodnie.
- Krew? Gdzie? Aż zgłodniałam na samą myśl. – Powiedziała, cała pełna energii.
Zaśmiał się, widząc, jak nagle napełniła się entuzjazmem.
- No i to mi się podoba. – Powiedział wstając.
Wychodząc z sypialni poczochrał dłonią jej i tak splątane włosy. Usiadł w salonie na kanapie, nalewając już krwi do kieliszków.
Gęsta, jasna ciecz wypełniła naczynia. Słodki zapach rozniósł się po salonie, pogłębiając tylko pragnienie.
- Hmmm, pachnie smakowicie. – Stwierdziła Sonia, siadając obok niego.
Wzięli kieliszki. I jakby wznosząc toast stuknęli lekko nimi o siebie.

1 komentarz:

  1. Sonia...*całkiem przypadkiem łamie swoją broszkę* Moja broszka! I Sonia to zrobiła! *beczy*

    Rozdział z vampajerami świetny, jedyne, czego nie mogłam znieść, to to chodzące, wampajerowe utrapienie, którego imię zaczyna się na "s", a kończy na "a". Ogółem przepraszam, że komentuję dopiero teraz. Bo rozdział czytałam już wcześniej. ;)

    Orzeszkowi Włoskiemu się spodobało i ten orzeszek komentuje! ~

    OdpowiedzUsuń