Oh, kasztanki moje i orzeszku włoski, ale mi się opóźnienie zrobiło... Prawie rok? Przepraszam za to was tak straaasznieee ~ ! Ale mam nadzieję, że wracam do formy, kasztanki i orzeszku włoski :3 A że, kto wie to wie, kto nie to już wie, mam jeszcze bloga o FT, to muszę je jednocześnie prowadzić... Zobaczymy, jak mi to wyjdzie czasowo :3
No i jeszcze musiało mi się uwidzić coś nowego postanowić w sprawie wampirów naszych, więc nieco bardzo się im wiek zmienił w zakładce "Opis postaci" :3
Buziam was ~ !
~Reneé
A tak zleksza z innego tematu zapraszam was do posłuchania covera Nachi. ^^
Nachia (Zerii no Kaeru) - TRUE vocal cover
Jest to nasz pierwszy projekt, jako Zerii no Kaeru.
Nachia (Zerii no Kaeru) - TRUE vocal cover
Jest to nasz pierwszy projekt, jako Zerii no Kaeru.
~Lovelie
~*~
Dlaczego
szedł przez Tokyo z aparatem?
To jego
hobby. Robił zdjęcia. W każdym miejscu, gdzie był, gdzie mieszkali, nawet przez
krótki czas.
Robił od
cholery zdjęć, bo uwielbiał zawarte w nich wspomnienia. Często potem do nich
wracał. Przeglądał je jeszcze raz… Wspominał… Te ulotne momenty, kiedy zaznawał
odrobiny spokoju… Zdjęcia przypadkowych, najzwyklejszych i najnudniejszych na
świecie ludzi, przypadkowe miejsca, przypadkowe zdarzenia… Obraz nędzy, obraz
bogactwa, obraz rozpaczy, obraz euforii… Tak wiele tego było…
Uniósł
aparat do twarzy.
Cyk…
Kolejne
zdjęcie zapisało się w pamięci aparatu, czekając tylko na okazję, by je wywołać
i schować w pokaźnej kolekcji zdjęć. Przez tyle lat tyle się tego
nazbierało…
Ojciec
narzekał, że to tylko problem nosić tyle zdjęć… Że szkoda czasu, że szkoda sił…
Nie. My mamy
aż za dużo czasu. Za dużo sił.
Czyż nie
ojcze? Niemalże nieśmiertelni, niemalże pozbawieni ograniczeń…
Czemu więc z
tego nie korzystać?
Znowu uniósł
aparat. Prawie mechanicznie. Dziewczyna stojąca przed nim, przebrana za jakąś
gothkę, z blond włosami i dwoma, małymi kucykami po bokach, wpierwej spojrzała
na Vincenta ze zdziwieniem, potem jednak uśmiechnęła się i uniosła nieco ręce,
dłonie chowając za głową, w pozie, by mógł ją sfotografować.
Wyglądała
inaczej, niż szarzy i nudni ludzie dookoła. Krótka, czarna spódniczka, gorset,
czarne rękawice bez palców, a sięgające za łokcie.
Cyk…
Cyk…
Cyk…
Za każdym
razem nie mógł powstrzymać uśmiechu. A i ona uśmiechała się szeroko, pozując do
tych paru zdjęć.
Kiedy
wyciągnęła z torebki długopis podeszła do niego. I biorąc jego dłoń napisała
coś na jego skórze, nie pytając nawet o pozwolenie. A potem, posyłając mu
jeszcze jeden, ostatni, szeroki uśmiech pognała dalej, z taką wręcz elegancją
idąc na obcasach, że przez moment nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnych,
długich nóg.
A potem
dopiero spojrzał na swoją dłoń, by zobaczyć, co napisała mu nieznajoma.
A podany tam
był jej adres e-mail, z dopiskiem pod spodem. „Wyślij mi te zdjęcia <3”.
Uśmiechnął
się do siebie, kręcąc powoli głową.
~*~
Przekręcił
klucz w zamku.
Nie, chciał
przekręcić. Ale napotkał opór. Nacisnął klamkę. Otwarte?!
Kiedy
uchylił drzwi, aż poczuł, jak źrenice jego oczu zwężają się w wąskie, pionowe
szparki. Usłyszał wręcz szum krwi we własnych uszach, a także bicie serca
istoty, która wtargnęła do jego mieszkania.
Świat jakby
zwolnił na moment, jakby nie mogąc za nim nadążyć, kiedy nienaturalnie szybko
przeszedł do salonu, gdzie wyczuwał dziwnie znajomy zapach.
- Hej,
Vincent ~ ! – Usłyszał.
I coś
ciepłego uderzyło w niego. Nie zachwiał się nawet, patrząc z zaskoczeniem na
Sonię, która teraz, obejmując go w pasie, uśmiechała się promiennie i wesoło z
dołu.
- Soncia? Co
ty tu robisz? – Spytał, unosząc dłoń i gładząc ją po głowie w opiekuńczym
geście.
- No bo
wyrzuciłeś Christiana i pomyślałam, że może będziesz samotny no i przyszłam no
ale ciebie nie było no i ja sobie tak myślałam, że może bym zamieszkała u
ciebie to byś samotny nie był i miał towarzystwo, cooo? – Wyrzuciła z siebie,
jakby to był jakiś konkurs w szybkości mówienia.
Spojrzał na
nią zdezorientowany. Ale zaraz uśmiechnął się.
- Dziękuję
ci, maleńka, że się o mnie martwisz. To miłe. A rozmawiałaś z Anastazją? Nie
chcę, byś jej zostawiała, przez wzgląd na mnie.
- Wiesz, jaka
ona jest. – Powiedziała, w słodki sposób nadymając policzki. – Jak jej
powiedziałam, to nawet pomogła mi się spakować i wyrzuciła za drzwi… Zawsze
chce być sama, jakby odrobina towarzystwa ją zabiła…
Zaśmiał się
mimowolnie. Jego ciało, po tym nagłym skoku wampirzej adrenaliny, wracało do
normalności i spokoju. Rozejrzał się. I dostrzegł torbę dziewczyny, leżącą na
podłodze obok kanapy. A potem spojrzał za siebie, na wyważone drzwi drugiego
pokoju.
- Emm…
Mieliśmy z Christianem małą… Sprzeczkę… Muszę wymienić drzwi… Weźmiesz mój
pokój, a ja wezmę moje rzeczy do drugiego. – Zadecydował, biorąc torbę Sonii i
niosąc ją do sypialni ze sprawnymi drzwiami.
- Ale to nie
problem, naprawdę, to ja ci się tu wpraszam i w ogóle…
- Oj tam, oj
tam…
Położył jej
torbę na podłodze, a sam zajął się zbieraniem swoich rzeczy. To jedno
szczęście, że nie zdążył ich rozpakować w większości jeszcze. Lenistwo bierze
czasem górę… Choć teraz to na dobre wyszło.
- Nie jesteś
zły…? – Spytała ostrożnie dziewczyna, siadając na łóżku.
- O co
miałbym być zły? – Odpowiedział pytaniem, uśmiechając się do niej. – Cieszę
się, że myślisz o mnie. To naprawdę miłe. Dziękuję ci, Soncia.
~*~
Wyciągnął
laptopa z torby i postawił na stoliku przy łóżku, włączając go. Aparat położył
na poduszce, spoglądając na dłoń. Ares nieco się zatarł przez ten czas, ale i
tak mógł rozróżnić litery.
- Hej,
Vincent, jakiś horror będzie leciał za chwilę. Obejrzymy?
Głos Sonii
sprawił, że podniósł spojrzenie znad ekranu laptopa. Dziewczyna, oparta o puste
przejście z krótkiego korytarza do jego pokoju, uśmiechała się. Przebrana w
zbyt duży sweter i dresowe spodnie wyglądała tak niewinnie i słodko, że aż miał
ochotę ją przytulić. Ręce miała skrzyżowane na piersiach, a dłonie schowane
miała w za długich rękawach. Włosy spięte w luźny kok, z którego parę kosmyków
uciekało, dawało wrażenie, jakby dopiero co wstała z łóżka.
Było już
późno.
-
Oczywiście. Tylko chwilę, coś załatwię i już dołączę do ciebie. – Zapewnił,
przenosząc spojrzenie na ekran, by wpisać hasło.
- Włączę kanał. – Zawołała już z salonu.
Pokręcił z
uśmiechem głową, podpinając aparat do komputera. W folderze z wszystkimi jego zdjęciami
założył nowy katalog, tytułując go „Tokyo”. I tam wrzucił wszystkie zdjęcia,
jakie tego dnia zrobił. A kiedy już chciał wejść na swoją pocztę, by wysłać
nieznajomej dziewczynie zdjęcia, nagle zdał sobie sprawę z najistotniejszej
rzeczy…
- Alan nie
załatwił nam jeszcze neta… - Stwierdził, zapisując sobie adres nieznajomej w
notatniku.
- To do
niego zadzwoń, jak ci tak zależy, maniaku. – Zawołała z salonu Sonia.
- Maniaku? –
Powtórzył po niej, wyłączając laptopa.
Wstał i
przeszedł do salonu. Sonia leżała na kanapie z głową na poduszce. Uśmiechnęła
się, widząc go i usiadła, robiąc mu miejsce na kanapie.
Nie usiadł.
Stanął przed nią, unosząc w zabawny sposób brew.
- Maniaku? –
Powtórzył jeszcze raz, tonem, który niechybnie zwiastował nadchodzącą karę.
Wyciągnął do
niej ręce. I po chwili już, wodząc palcami po jej bokach, załaskotał ją.
Doskonale
znał jej słabe punkty.
Dziewczyna,
pod wpływem łaskotek, wygięła się momentalnie, próbując jakoś ratować. Był
silniejszy.
- Prze…
Przeee… Praaa… Praszaaa…. Praszaaam ~! – Starała się powiedzieć, między
napadami śmiechu.
- Coś
mówiłaś? – Spytał jak gdyby nigdy nic, dalej ją łaskocząc.
Kiedy
wierzgnęła, starając się uwolnić, jej włosy uderzyły go w twarz. Pochylił się,
ciężarem swojego ciała dociskając ją do kanapy, by nie mogła się ruszyć.
- Nie!
Błagam! Przestań! Przepraszam! – Wyrzuciła w końcu z siebie.
Czuł jak jej
nogi zaciskały się na jego bokach, kiedy próbowała jakoś go od siebie odsunąć.
Nie dał się tak łatwo.
Ale uznał
też, że starczy. Przestał ją łaskotać, za to obejmując ją rękoma, czoło opierając
na jej czole.
- No. Mam
nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. – Powiedział.
Czuł jej
gorący oddech, kiedy próbowała się jeszcze jakoś uspokoić. Ale się uśmiechała.
I co chwilę jeszcze chichotała.
- Wiesz, że
to się jeszcze na pewno powtórzy? – Spytała z uśmiechem, patrząc na niego.
A potem
wzdrygnęła się pod nim, kiedy nagle w tle poleciała głośna, straszna melodia,
zwiastująca początek krwawego najpewniej horroru.
Jam jest orzech włoski!
OdpowiedzUsuńKeep Calm and Ship Vinafune! <3 Oni muszą być razem, a Sonię wyślemy na słońce, żeby się spaliła...]:-> Nic nie poradzę, że mnie jej postać irytuję. Jak na nią i Vincent'a patrzę w wyobraźni...*i tak oto zniszczyła kawałek drewnianej ściany*
Rozdział ciekawy, nic, tylko czekać na ciąg dalszy. :3
~ Orzech Włoski
no dziewczyny cieszę się że wznowiłyście pisanie bo to opowiadanie wciągnęło.. mimo że były tylko dwa rozdziały :)
OdpowiedzUsuńa ja właśnie lubię Sonię.. mam jakąś słabość do niej i szkoda że ta akcja z łaskotkami tylko tak się skończyła (bo Renee wie co lubię :D)..
Lecę czytać kolejny rozdział, no i oczywiście dodaje do ulubionych
Pozdrawiam Was dziołszki :***