niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 3 ~ Obraz nowego życia

Oh, kasztanki moje i orzeszku włoski, ale mi się opóźnienie zrobiło... Prawie rok? Przepraszam za to was tak straaasznieee ~ ! Ale mam nadzieję, że wracam do formy, kasztanki i orzeszku włoski :3 A że, kto wie to wie, kto nie to już wie, mam jeszcze bloga o FT, to muszę je jednocześnie prowadzić... Zobaczymy, jak mi to wyjdzie czasowo :3
No i jeszcze musiało mi się uwidzić coś nowego postanowić w sprawie wampirów naszych, więc nieco bardzo się im wiek zmienił w zakładce "Opis postaci" :3
Buziam was ~ !
~Reneé

  A tak zleksza z innego tematu zapraszam was do posłuchania covera Nachi. ^^
 Nachia (Zerii no Kaeru) - TRUE vocal cover

Jest to nasz pierwszy projekt, jako Zerii no Kaeru. 

~Lovelie
 
~*~

Dlaczego szedł przez Tokyo z aparatem?
To jego hobby. Robił zdjęcia. W każdym miejscu, gdzie był, gdzie mieszkali, nawet przez krótki czas.
Robił od cholery zdjęć, bo uwielbiał zawarte w nich wspomnienia. Często potem do nich wracał. Przeglądał je jeszcze raz… Wspominał… Te ulotne momenty, kiedy zaznawał odrobiny spokoju… Zdjęcia przypadkowych, najzwyklejszych i najnudniejszych na świecie ludzi, przypadkowe miejsca, przypadkowe zdarzenia… Obraz nędzy, obraz bogactwa, obraz rozpaczy, obraz euforii… Tak wiele tego było…
Uniósł aparat do twarzy.
Cyk…
Kolejne zdjęcie zapisało się w pamięci aparatu, czekając tylko na okazję, by je wywołać i schować w pokaźnej kolekcji zdjęć. Przez tyle lat tyle się tego nazbierało…
Ojciec narzekał, że to tylko problem nosić tyle zdjęć… Że szkoda czasu, że szkoda sił…
Nie. My mamy aż za dużo czasu. Za dużo sił.
Czyż nie ojcze? Niemalże nieśmiertelni, niemalże pozbawieni ograniczeń…
Czemu więc z tego nie korzystać?
Znowu uniósł aparat. Prawie mechanicznie. Dziewczyna stojąca przed nim, przebrana za jakąś gothkę, z blond włosami i dwoma, małymi kucykami po bokach, wpierwej spojrzała na Vincenta ze zdziwieniem, potem jednak uśmiechnęła się i uniosła nieco ręce, dłonie chowając za głową, w pozie, by mógł ją sfotografować.
Wyglądała inaczej, niż szarzy i nudni ludzie dookoła. Krótka, czarna spódniczka, gorset, czarne rękawice bez palców, a sięgające za łokcie.
Cyk…
Cyk…
Cyk…
Za każdym razem nie mógł powstrzymać uśmiechu. A i ona uśmiechała się szeroko, pozując do tych paru zdjęć.
Kiedy wyciągnęła z torebki długopis podeszła do niego. I biorąc jego dłoń napisała coś na jego skórze, nie pytając nawet o pozwolenie. A potem, posyłając mu jeszcze jeden, ostatni, szeroki uśmiech pognała dalej, z taką wręcz elegancją idąc na obcasach, że przez moment nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnych, długich nóg.
A potem dopiero spojrzał na swoją dłoń, by zobaczyć, co napisała mu nieznajoma.
A podany tam był jej adres e-mail, z dopiskiem pod spodem. „Wyślij mi te zdjęcia <3”.
Uśmiechnął się do siebie, kręcąc powoli głową.

~*~

Przekręcił klucz w zamku.
Nie, chciał przekręcić. Ale napotkał opór. Nacisnął klamkę. Otwarte?!
Kiedy uchylił drzwi, aż poczuł, jak źrenice jego oczu zwężają się w wąskie, pionowe szparki. Usłyszał wręcz szum krwi we własnych uszach, a także bicie serca istoty, która wtargnęła do jego mieszkania.
Świat jakby zwolnił na moment, jakby nie mogąc za nim nadążyć, kiedy nienaturalnie szybko przeszedł do salonu, gdzie wyczuwał dziwnie znajomy zapach.
- Hej, Vincent ~ ! – Usłyszał.
I coś ciepłego uderzyło w niego. Nie zachwiał się nawet, patrząc z zaskoczeniem na Sonię, która teraz, obejmując go w pasie, uśmiechała się promiennie i wesoło z dołu.
- Soncia? Co ty tu robisz? – Spytał, unosząc dłoń i gładząc ją po głowie w opiekuńczym geście.
- No bo wyrzuciłeś Christiana i pomyślałam, że może będziesz samotny no i przyszłam no ale ciebie nie było no i ja sobie tak myślałam, że może bym zamieszkała u ciebie to byś samotny nie był i miał towarzystwo, cooo? – Wyrzuciła z siebie, jakby to był jakiś konkurs w szybkości mówienia.
Spojrzał na nią zdezorientowany. Ale zaraz uśmiechnął się.
- Dziękuję ci, maleńka, że się o mnie martwisz. To miłe. A rozmawiałaś z Anastazją? Nie chcę, byś jej zostawiała, przez wzgląd na mnie.
- Wiesz, jaka ona jest. – Powiedziała, w słodki sposób nadymając policzki. – Jak jej powiedziałam, to nawet pomogła mi się spakować i wyrzuciła za drzwi… Zawsze chce być sama, jakby odrobina towarzystwa ją zabiła…
Zaśmiał się mimowolnie. Jego ciało, po tym nagłym skoku wampirzej adrenaliny, wracało do normalności i spokoju. Rozejrzał się. I dostrzegł torbę dziewczyny, leżącą na podłodze obok kanapy. A potem spojrzał za siebie, na wyważone drzwi drugiego pokoju.
- Emm… Mieliśmy z Christianem małą… Sprzeczkę… Muszę wymienić drzwi… Weźmiesz mój pokój, a ja wezmę moje rzeczy do drugiego. – Zadecydował, biorąc torbę Sonii i niosąc ją do sypialni ze sprawnymi drzwiami.
- Ale to nie problem, naprawdę, to ja ci się tu wpraszam i w ogóle…
- Oj tam, oj tam…
Położył jej torbę na podłodze, a sam zajął się zbieraniem swoich rzeczy. To jedno szczęście, że nie zdążył ich rozpakować w większości jeszcze. Lenistwo bierze czasem górę… Choć teraz to na dobre wyszło.
- Nie jesteś zły…? – Spytała ostrożnie dziewczyna, siadając na łóżku.
- O co miałbym być zły? – Odpowiedział pytaniem, uśmiechając się do niej. – Cieszę się, że myślisz o mnie. To naprawdę miłe. Dziękuję ci, Soncia.

~*~

Wyciągnął laptopa z torby i postawił na stoliku przy łóżku, włączając go. Aparat położył na poduszce, spoglądając na dłoń. Ares nieco się zatarł przez ten czas, ale i tak mógł rozróżnić litery.
- Hej, Vincent, jakiś horror będzie leciał za chwilę. Obejrzymy?
Głos Sonii sprawił, że podniósł spojrzenie znad ekranu laptopa. Dziewczyna, oparta o puste przejście z krótkiego korytarza do jego pokoju, uśmiechała się. Przebrana w zbyt duży sweter i dresowe spodnie wyglądała tak niewinnie i słodko, że aż miał ochotę ją przytulić. Ręce miała skrzyżowane na piersiach, a dłonie schowane miała w za długich rękawach. Włosy spięte w luźny kok, z którego parę kosmyków uciekało, dawało wrażenie, jakby dopiero co wstała z łóżka.
Było już późno.
- Oczywiście. Tylko chwilę, coś załatwię i już dołączę do ciebie. – Zapewnił, przenosząc spojrzenie na ekran, by wpisać hasło.
- Włączę kanał. – Zawołała już z salonu.
Pokręcił z uśmiechem głową, podpinając aparat do komputera. W folderze z wszystkimi jego zdjęciami założył nowy katalog, tytułując go „Tokyo”. I tam wrzucił wszystkie zdjęcia, jakie tego dnia zrobił. A kiedy już chciał wejść na swoją pocztę, by wysłać nieznajomej dziewczynie zdjęcia, nagle zdał sobie sprawę z najistotniejszej rzeczy…
- Alan nie załatwił nam jeszcze neta… - Stwierdził, zapisując sobie adres nieznajomej w notatniku.
- To do niego zadzwoń, jak ci tak zależy, maniaku. – Zawołała z salonu Sonia.
- Maniaku? – Powtórzył po niej, wyłączając laptopa.
Wstał i przeszedł do salonu. Sonia leżała na kanapie z głową na poduszce. Uśmiechnęła się, widząc go i usiadła, robiąc mu miejsce na kanapie.
Nie usiadł. Stanął przed nią, unosząc w zabawny sposób brew.
- Maniaku? – Powtórzył jeszcze raz, tonem, który niechybnie zwiastował nadchodzącą karę.
Wyciągnął do niej ręce. I po chwili już, wodząc palcami po jej bokach, załaskotał ją.
Doskonale znał jej słabe punkty.
Dziewczyna, pod wpływem łaskotek, wygięła się momentalnie, próbując jakoś ratować. Był silniejszy.
- Prze… Przeee… Praaa… Praszaaa…. Praszaaam ~! – Starała się powiedzieć, między napadami śmiechu.
- Coś mówiłaś? – Spytał jak gdyby nigdy nic, dalej ją łaskocząc.
Kiedy wierzgnęła, starając się uwolnić, jej włosy uderzyły go w twarz. Pochylił się, ciężarem swojego ciała dociskając ją do kanapy, by nie mogła się ruszyć.
- Nie! Błagam! Przestań! Przepraszam! – Wyrzuciła w końcu z siebie.
Czuł jak jej nogi zaciskały się na jego bokach, kiedy próbowała jakoś go od siebie odsunąć. Nie dał się tak łatwo.
Ale uznał też, że starczy. Przestał ją łaskotać, za to obejmując ją rękoma, czoło opierając na jej czole.
- No. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. – Powiedział.
Czuł jej gorący oddech, kiedy próbowała się jeszcze jakoś uspokoić. Ale się uśmiechała. I co chwilę jeszcze chichotała.
- Wiesz, że to się jeszcze na pewno powtórzy? – Spytała z uśmiechem, patrząc na niego.
A potem wzdrygnęła się pod nim, kiedy nagle w tle poleciała głośna, straszna melodia, zwiastująca początek krwawego najpewniej horroru.

2 komentarze:

  1. Jam jest orzech włoski!

    Keep Calm and Ship Vinafune! <3 Oni muszą być razem, a Sonię wyślemy na słońce, żeby się spaliła...]:-> Nic nie poradzę, że mnie jej postać irytuję. Jak na nią i Vincent'a patrzę w wyobraźni...*i tak oto zniszczyła kawałek drewnianej ściany*

    Rozdział ciekawy, nic, tylko czekać na ciąg dalszy. :3

    ~ Orzech Włoski

    OdpowiedzUsuń
  2. no dziewczyny cieszę się że wznowiłyście pisanie bo to opowiadanie wciągnęło.. mimo że były tylko dwa rozdziały :)
    a ja właśnie lubię Sonię.. mam jakąś słabość do niej i szkoda że ta akcja z łaskotkami tylko tak się skończyła (bo Renee wie co lubię :D)..
    Lecę czytać kolejny rozdział, no i oczywiście dodaje do ulubionych
    Pozdrawiam Was dziołszki :***

    OdpowiedzUsuń