To jak, nie macie mnie dość ? :3 Oby, oby, bo akcja jeszcze dopiero się rozkręci... Nie wiem, za ile. Na prawdę. To nie ode mnie zależy, tak na prawdę. Piszę po prostu, co mi przyjdzie na myśl w danej chwili i co z tego, że nowy pomysł może mi opóźnić akcję... Nie, tak szczerze to ja nawet o tym nie myślę, moje palce same wędrują po klawiaturze, pisząc wszystkie rozdziały... Jakby mnie demon jakiś opętał D: Albo nie, natchnął mnie Duch Święty xD
~Reneé
~*~
- Gotowa? –
Spytał, zaglądając przez uchylone drzwi do sypialni.
Mieszkanie
Ojca było większe i po prostu lepsze niż ich. Jemu to nie przeszkadzało, przez
ciągłe wybryki Christiana przestał przywiązywać wagę do tego, gdzie jest. W
końcu i tak trochę czasu minie i się przeniosą, bo znowu narozrabia, szczeniak
jeden.
Sonia gestem
ręki przywołała go do siebie. Podszedł więc i również spojrzał na jej odbicie w
lustrze.
- Jak
wyglądam? – Spytała, poprawiając i tak idealnie ułożoną fryzurę.
Delikatny
makijaż na twarzy tylko dodawał jej uroku. Jej czarna sukienka bez pleców miała
rozcięcie z prawej strony, odsłaniając nogę. Wyglądała iście zjawiskowo…
- Cudownie,
maleńka. – Powiedział, opierając dłoń na jej odsłoniętych plecach.
Miała ciepłą
skórę…
On sam
ubrany był w zwykły, czarny garnitur. Czerwona koszula, rozpięta u góry, bo nie
lubił krawatów. Długie, czarne włosy zebrane miał w kucyk, swobodnie opadający
na plecy. Sonia spojrzała na niego i między jej brwiami pojawiła się lekka
zmarszczka.
- Gdzie masz
krawat? – Spytała, obracając się przodem do niego i poprawiając mu kołnierz
koszuli.
- Nie chcę.
– Odpowiedział, patrząc na jej twarz, kiedy ona zajęta była poprawianiem jego
wyglądu.
- Lepiej byś
wyglądał z krawatem. Jesteś niemożliwy… - Stwierdziła, kręcąc głową.
- Nie
narzekaj…
Kiedy
wrócili do salonu, wszyscy byli już zebrani. Fabian siedział w fotelu, na
kanapie Anastazja, Edmund i Paul. Christian stał oparty o ścianę, z dłońmi
wsadzonymi w kieszenie spodni.
Jego
marynarka była pognieciona gdzieniegdzie, jakby bardzo się opierał przed
ubraniem jej. A nawet teraz miał ją ubraną tak niechlujnie, jakby chciał tylko
przekonać cały świat dookoła, że to zły pomysł.
Vincent
podszedł do niego, a on oderwał się od ściany, patrząc na brata niezbyt
przyjaźnie.
- Jak ty
wyglądasz… - Mruknął Vincent.
Wyciągnął
ręce i chwytając jego marynarkę poprawił ją na nim, by wyglądał jak na wampira
przystało. A Christian nie opierał się, choć nie wyglądał na zadowolonego.
- No, może
być. – Stwierdził w końcu, poprawiając jeszcze kołnierzyk jego błękitnej
koszuli i krawat. – Nie martw się, spotkanie szybko minie i będziesz mógł się
tego pozbyć w cholerę. – Dodał, jakby na pocieszenie.
- Nie wiem,
na co my tutaj… Nie lepiej, by był tylko Ojciec? – Spytał chłopak, patrząc na
brata.
I to była ta
jedna z jakże niewielu chwil, kiedy ich stosunki do siebie nie ociekały
wrogością, czy wręcz agresją.
Vincent
uśmiechnął się lekko i poklepał młodego po ramionach.
- Muszą nas
wszystkich poznać, w końcu to my jesteśmy na ich terenie.
- No patrzcie,
jak chcą, to umieją się dogadać. – Powiedział Fabian, uśmiechając się w ich
stronę.
- Żeby tak
częściej… - Stwierdziła Anastazja, zakładając nogę na nogę.
Przerwało im
pukanie. Na moment zapanowała cisza. Aż w końcu Vincent podszedł do drzwi i
przyklejając na twarz miły uśmiech otworzył je.
Do
mieszkania weszło chyba z siedem wampirów. Trzy kobiety i czterech mężczyzn.
Wszyscy odziani w gustowne stroje, dumnie wyprostowani, ociekając wręcz
godnością.
- Zapraszam.
– Powiedział Vincent, prowadząc gości do salonu.
Wszyscy,
którzy siedzieli, momentalnie wstali, by powitać przybyłych.
- Ród Katji,
jak mniemam? Witam w moich skromnych progach. Jestem Fabian z rodu Eon. –
Przedstawił się Ojciec, chyląc nisko głowę.
- Mił mi cię
poznać, mój drogi. Jestem Iraiwa. A to moje dzieci. – Powiedziała kobieta z
jednym pasmem siwych włosów, kontrastujących z czernią reszty.
Kiedy ona
przedstawiała swoją wampirzą rodzinę, Vincent stanął po prawicy Ojca.
Czekał
tylko, aż chwila, gdzie każdy musiał każdego poznać, minie.
~*~
- Słuchy
mnie doszły, że jedno z was problemy sprawia. – Powiedziała Iraiwa.
Ruszyła
dłonią. A krew wewnątrz jej kieliszka zawirowała przyjemnie. Fabian niechętnie
skinął głową.
- Owszem.
Mój drugi syn jest jeszcze młody i zdarza mu się nie panować nad sobą…
- Nie chcę,
by sprawiał problemy na moim terenie. – Zaznaczyła twardo kobieta, z równą
władczością spoglądając teraz na swojego rozmówcę.
- Ależ
oczywiście, mamy go na oku…
- To pewnie
tylko kwestia czasu. – Rzucił jakiś wampir, który rozmawiał przed chwilą z
Anastazją. Spojrzał przez ramię na rozmawiających Ojca i Matkę. – Chwila minie,
a młody pewnie będzie nam sprawiał same problemy.
- To pewnie
dlatego wyrzucili was z tamtego miasta, co nie? – Spytał kąśliwie jakiś inny. –
Też bym zaraz takich nieudaczników wyrzucił. Tylko problemy sprawiają…
- Wystarczy.
– Twardy, surowy głos kobiety momentalnie uciszył wampiry. Spojrzała na
Fabiana. I uśmiechnęła się lekko. – Wybacz mi, mój drogi. Po prostu nie zwracaj
na nich uwagi.
~*~
- Długo
jesteś w waszym klanie? – Spytał wampir, spoglądając na nią znad kieliszka
krwi.
- Będzie z
trzysta lat. – Odpowiedziała.
Poczuła, że
ktoś ujmuje kosmyk jej włosów w dłoń. Obejrzała się ponad ramieniem, by
dostrzec wbite w nią spojrzenie innego wampira.
Sposób, w
jaki na nią patrzył… Jakby miała zostać jego ofiarą, a on żądnym zwycięstwa
myśliwym.
Nie podobało
jej się to…
- Młoda
jesteś, słodka. – Powiedział, unosząc jej kosmyk do twarzy i wciągając zapach
jej włosów. – I piękna. Sonia, czyż nie? Z chęcią…
Przerwał,
kiedy poczuł silny, zimny uścisk czyjeś dłoni. Cała trójka spojrzała w tamtą
stronę i dostrzegli Vincenta. Twardym spojrzeniem jasnych, czerwonych
oczy patrzył nieprzyjaźnie na wampira, który dotknął Sonię. Zacisnął jeszcze
mocniej uścisk na jego nadgarstku, a ten skrzywił się, wypuszczając kieliszek z
dłoni.
Wszyscy
zamilkli, słysząc, jak kieliszek rozpadł się przy zderzeniu z podłogą.
Zebrani spojrzeli w ich kierunku.
Wampir, pod
naciskiem spojrzenia i Vincenta, i Iraiwy, wypuścił spomiędzy palców kosmyk
włosów Sonii. A potem wycofał się między swoich.
-
Przepraszam za niego, trochę go poniosło… - Zaczął Fabian.
- Ja także
przepraszam. Georg uwielbia uwodzić kobiety, choć mówiłam mu, że dziewczyn z
waszego rodu ma nie tykać. – Powiedziała również Iraiwa, kręcąc głową w geście,
że nic się nie stało.
Vincent
objął jedną ręką Sonię, w obronnym geście przyciągając ją do siebie. Na bladych
policzkach dziewczyny zakwitły lekkie, słodkie rumieńce.
- Zresztą,
nie dziwię mu się. W końcu broni swojej córki, czyż nie? – Dodała Iraiwa,
uśmiechając się ze zrozumieniem.
~*~
Zebrał
potłuczone szkło i wyrzucił je do kosza.
- Dziękuję
ci. – Powiedziała Sonia, pomagając mu posprzątać.
- Za co? –
Spytał, odstawiając kosz na miejsce.
Dziewczyna
szmatką ścierała ślady krwi z podłogi. Nie spojrzała na niego, zajęta swoją
pracą.
- Za to, że
mnie wtedy obroniłeś.
- Nie
podobało mi się, jak na ciebie patrzył. – Stwierdził Vincent, zbierając resztki
szkła, które jakimś cudem pominął. – Nie lubię takich gości... Co sobie myślą,
że mogą mieć każdą kobietę na zawołanie. Zirytował mnie.
- Rozumiem.
– Odpowiedziała. – Wiesz, sama nie mogłabym się obronić. Może i jestem
silniejsza od zwykłego człowieka, ale… Wśród wampirów…
- Jesteś
słaba… - Dokończył za nią Vincent. I uśmiechnął się do niej smutno. – Dlatego
masz mnie. Prawda?
Spojrzała na
niego. I radosny uśmiech rozpromienił jej twarz.
- Tak. Mam
ciebie. – Odpowiedziała, jakby świadomość, że ma swojego obrońcę, bardzo ją
uspokoiła.
- Zabiję
gnoi!
Podniósł się
momentalnie, słysząc wściekły głos brata. Christian, przebrany już w zwykłe
jeansy i bluzę wyparował z pokoju, kierując się w stronę wyjścia z mieszkania.
- Uspokój
się, idioto. – Powiedział Vincent ze spokojem, spoglądając na drugiego wampira
z irytacją.
- Jakie
uspokój się?! Oni nas poniżali, po prostu poniżali, a ty masz zamiar im to
płazem puścić?! – Zawołał Christian, mocno gestykulując rękoma z gniewu.
- Tak! Bo to
my jesteśmy na ich terenie! Mogą nas wyrzucić w każdej chwili, więc się
zachowuj i nie sprawuj kłopotów! – Odpowiedział, czując rosnącą irytację.
- Vincent… -
Sonia próbowała go uspokoić. Stojąc tuż za nim oparła dłonie na jego plecach.
- To
dlaczego my nie zajmiemy sobie jakiegoś naszego miejsca?!
- Mam ci
przypomnieć, z czyjej winy straciliśmy Viborg(miasto w Danii, przyp. Reneé)?! – Teraz i
Vincent podniósł głos.
- Zamknij
się! – Poczuł uderzenie na własnej szczęce.
Nie cofnął
się, nie zachwiał. Tylko spojrzał z gniewem na brata, który dalej choć nie
stanowił najmniejszego wyzwania, to pozostawał irytujący jak jakaś mucha.
Po chwili
jego dłoń wbiła się w brzuch Christiana. Kiedy ten, pod wpływem uderzenia
schylił się, kolano Vincenta zetknęło się z twarzą chłopaka. Z pewnością
boleśnie, choć tylko dla tego drugiego. Odskoczył do tyłu i wylądował na
podłodze, trzymając się za nos, z którego ciekła krew.
- Vincent,
przestań! – Zawołała Sonia.
Nie
posłuchał jej. Podszedł do Christiana i kopnięciem wbił go w podłogę. Głośny
jęk rozniósł się po mieszkaniu. I odgłos łamania kości, jakby pękło mu kilka
żeber.
Kolejne
kopnięcie. I tym razem chłopak przeturlał się po podłodze, by ostatecznie
wyrżnąć boleśnie w ścianę. Zadrżał, ale jednak podniósł się, chwiejąc na
nogach.
- Tylko na
tyle cię stać? – Spytał z wyzwaniem, wypluwając po chwili krew na podłogę.
Ignorancja,
jaką ociekał, tylko jeszcze bardziej wkurzyła Vincenta. Poczuł wręcz, jak
źrenice jego oczu się zwężają. Świat zwolnił… A nim Christian zdążył
zareagować, starszy wampir trzymał go już za nadgarstek.
I niby
szmacianą lalkę, podniósł Christiana.
- Co tu się
do cholery dzieje?! – Usłyszeli wołanie Fabiana, który po chwili wyszedł z
łazienki, przerywając im.
A widząc
scenę, która właśnie rozgrywała mu się przed oczami, stanął jak sparaliżowany,
patrząc na poobijanego Christiana, wkurzonego Vincenta i przerażoną Sonię.
- Do cholery,
chwili nie możecie wysiedzieć w spokoju?! – Zawołał, łapiąc się za głowę.
Vincent
puścił nadgarstek Christiana. A Sonia zaraz podbiegła do tego drugiego, by
pomóc mu wstać.
- Uznałem za
konieczne powstrzymać tego idiotę przed narobieniem nam kłopotów. – Powiedział
jak gdyby nigdy nic Vincent.
"- Jesteś słaba… - Dokończył za nią Vincent."
OdpowiedzUsuńTak, Sonia jest ******! D:< Nienawidzę tej parszywej wampirzycy, moje Vinafune mi niszczy. I will go down with this ship... ;_;
Komentarz krótki, bo mam tylko dziesięć minut. D:
Ale rozdział...*o* Nawet, jeżeli Sonia mnie wkurzała. :3
~ Orzech Włoski